Łączna liczba wyświetleń

wtorek, 22 stycznia 2013

Capitolo 10

Przebudziłam się, wyprostowałam i rozejrzałam dookoła. Filip w ciszy wpatrywał się w jezdnię, Zengi spał, a Patryk z słuchawkami na uszach gapił się w szybę. Automatycznie uśmiechnęliśmy się do siebie i spojrzeliśmy na Grzesia. Brat spojrzał przez lusterko z wielkim bananem na twarzy. Dudek powoli wyjął z torby śmietanę, i zaczął  smarować śpiącemu dłoń.
- Skąd ty...
- Nie pytaj. - uśmiechnął się łobuzersko. Dmuchnęłam delikatnie w nos Zengiego, tak żeby mu przeszły dreszcze. Kawał się udał, Grześ wysmarował sobie twarz śmietaną. Śmialiśmy się z tego całą drogę.

<Kanapka>

Tak! Yea! Udało się! Wygrałam! Przekroczyłam linię mety i od razu podjechałam do boksu. Rzuciłam się Filipowi na szyję, ale nie ogarniałam gdzie są pozostali.
- Gdzie chłopaki? - spytałam zaniepokojona.
- Idą! - Tym razem to oni rzucili się mi na szyję. Moje pierwsze w życiu zwycięstwo! Sędzia wyczytał nazwiska i zawodnicy wskoczyli na podium, w tym ja. Wrzucili na mnie wieniec kwiatów, wręczyli puchar i szampana. Polałam się z chłopakami, całkiem sympatyczni byli. Poznaliśmy się, jeden nazywał się Piotr, a drugi Eryk. Po całej imprezie pakowaliśmy się do busa. Wskoczyłam do niego wrzuciłam kwiaty, puchar spakowałam do torby. Czekała nas znowu długa podróż, więc postanowiliśmy jeszcze coś zjeść za jednym razem uczcić zwycięstwo. Weszliśmy do pobliskiej knajpki. Cała ludność tam zebrana spojrzała się w naszą stronę, zapadła cisza. Staliśmy tak nie wiedząc co się dzieje, po chwili wszyscy zaczęli klaskać brawo. Ruszyliśmy do wolnego stolika mijając siedzących tam osobowości. Zaczęli mi gratulować klepiąc po plecach.
- Zaczynasz być sławna.. - rzucił cicho mi przez ramię Grzesiek. Usiedliśmy do stolika i zamówiliśmy jedzenie i oczywiście po procencie (oprócz Filipa, bo prowadził). Siedzieliśmy tak z dobre półtorej godziny, rozmawiając o niektórych błędach w mojej jeździe.
- No, to teraz ja poznałem bardziej motocross zza kulis to teraz ty poznasz żużel. Za tydzień jeździmy u nas z Lesznem. - Patryk wskazał brodą na Zengotę.
- Lesznem? aaaa bo ty podpisałeś! Przyzwyczaiłam się do Częstochowy. - machnęłam ręką. - Ok, nie ma sprawy. Tylko mam warunek.
- Jaki? -  spytał Zengi, a ja pochyliłam się w ich stronę.
- Weźmiemy Gosię, bo ona i Pawlicki ten teges.
- Spoko - zaśmiał się Patryk. Pośmialiśmy się jeszcze chwilę z żartów Filipa, zamówiliśmy to samo na wynos i ruszyliśmy w drogę.
Dojechaliśmy w końcu do domu, Filip podjechał busem, a ja otworzyłam warsztat i zaczęłam z chłopakami wypakowywać motory i skrzynki. Po robocie rozsiedliśmy się w garażu z browarkami. Robiło się ciemno więc przenieśliśmy się do mieszkania. Impreza się zaczęła.

<trololooo>

Przebudziłam się, leżałam na fotelu. Rozejrzałam się dookoła, Filip spał na podłodze, a Grześ na kanapie. Nie chciałam wiedzieć co się działo wczoraj w nocy.. Wstałam powoli i chwiejnym krokiem ruszyłam do lodówki. Wyjęłam zimnego Lecha i łyknęłam dużego łyka. Wróciłam do salonu, wyjrzałam przez okno. Lał deszcz, a na schodach siedział Patryk. Wyszłam i usiadłam obok niego. Wpatrywał się przed siebie popijając procenta.
- Nie śpisz? - mruknął.
- Jak widać. - odpowiedziałam z uśmiechem. - Nad czym tak myślisz?
- Nad życiem. - spojrzał na mnie.
- Mhm.. - westchnęłam i spojrzałam w bok.
Mimo iż stwierdziliśmy, że to nie ma sensu, czułam, że go to dręczy. Jego zachowanie go zdradzało, gdy był sam to stawał się taki nieobecny. Niepokoiło mnie to. Zaczęło coraz bardziej padać. Siedzieliśmy pod daszkiem, więc nie kapało nam na głowy. Dokończyłam piwo i wyszłam na ulewę.
- Co ty robisz? - zaśmiał się.
- Idę na spacer, idziesz? - uśmiechnęłam się szeroko, a on bez słowa wstał. Padało jak za czasów lipcowych derbów. Szliśmy chodnikiem, cali mokrzy. Skręciliśmy do pobliskiego parku.
- Może już wracajmy? Zaczyna się błyskać..
- Oj tam wymiękasz. - machnęłam ręką i usiadłam na ławkę, może nie na ławkę, a na oparcie ławki. Splótł ręce na piersi i stojąc na przeciwko mnie zrobił minę typu " z kim ja się zadaję". Uśmiechnęłam się tylko. Stał tak jakiś czas, zaczynało padać jeszcze mocniej.
- No co tak stoisz? - uniosłam brew.
- Czekam, aż ty wymiękniesz..
Prychnęłam w odpowiedzi. Przyglądaliśmy się sobie nawzajem. Zaczęłam odkrywać jego wdzięki. Stał jakieś pół metra od ławki. Jego jasna mokra koszulka przylegała do ciała odkrywając chudy brzuch. Krótkie bojówki jakie miał na sobie również zrobiły się o kilka odcieni ciemniejsze. O trampkach już nie wspominam. Przeczesał dłonią mokre nieziemskie włosy, za jednym razem przybierając im kształt potarganych, a drugą otarł twarz od wody. Na palcu u lewej ręki dostrzegłam wąsik, który sobie niedawno wytatuował. Jego ciemne oczy wpatrywały się w moją przemoczoną postać. Uśmiechnął się ukazując dołeczki a policzkach. Przeszły mnie dreszcze i zrobiło mi się ciepło od środka, ale nie chciałam tego po sobie poznać. W tym momencie zaczęło lać jeszcze mocniej niż na derbach. Chłopak uniósł brew do góry i ponownie przeczesał włosy. Wstałam z ławki, poczułam się naprawdę mokro.
- Już? Za mokro hm? - zaśmiał się uroczo, a ja w odpowiedzi pokazałam mu język. - To wracamy.
Szliśmy powoli, ponieważ nie chciałam wracać do domu. Z takim aniołem jak on mogłabym siedzieć godzinami. Wiem, przesadzam, ale on wyglądał jak anioł. Przyznacie? Weszliśmy do domu, Zengiego już nie było.
- Gdzie się szlajacie? - krzyknął Filip z kuchni.
- Twoja psychiczna siostra postanowiła wyjść na spacer! - odkrzyknął mu Patryk. Brat wyszedł do nas i wybuchnął śmiechem.
- Chcesz jakieś suche ubrania?
- Był byś taki miły?
Poszliśmy wszyscy na górę, Filip rzucił mu czystą koszulkę. Ten zdjął mokrą i założył czystą. Szybko wbiegłam do pokoju bo robiło mi się słabo na jego widok. Stanęłam na środku pokoju i walnęłam sobie z liścia. " Ogarnij się!!" krzyknęłam w myślach. Zdjęłam mokre ubrania i założyłam suchą ulubioną bluzę i jeansy. Poszłam na dół, chłopcy siedzieli w kuchni przy kolejnym browarze.
- Ciebie na serio pojebało?! - zwrócił się do mnie Filip, gdy tylko stanęłam przed jego oczami.
- Tak, pojebało mnie. - sięgnęłam do lodówki po colę.
- Widać, że się kochacie jak prawdziwa rodzina. - skomentował Patryk biorąc łyka.
- Potem, że chora będziesz! - kontynuował brat.
- Wyluzuj już! Nie bądź jak mama..
Chłopak westchnął i także łyknął dużego łyka. Usiadłam na blacie zaciągając się colą. Zapadła długa cisza, którą przerwał Patryk.
- Dobra, widzę, że przestało padać więc spadam do domu. Dzisiaj rodzice wracają z wakacji i będzie dziwnie jak wrócą do pustego domu.
- Spoko. - odpowiedziałam. Wstał i ruszył do drzwi.
- Koszulkę Ci oddam przy okazji!
- Nie ma sprawy.
- Dzięki! Cześć! - rzucił.
- Narazie. - odpowiedzieliśmy. Westchnęłam, zeskoczyłam z blatu i poszłam do pokoju. Ogarnęłam w pokoju, weszłam na fejsa. Pogadałam z Gośką o meczu. Cieszyła się jak dziecko. Poszłam się umyć i włączyłam sobie film na plazmie. Położyłam się na łóżku z popcornem. Znowu miałam mieszane uczucia. Przed oczami stanął mi obraz Patryka w deszczu. Wiem, że to oznacza tylko jedno, ale boję się tego słowa.
Usnęłam, śnił mi się.


______________________________________

Nie mam chwilowo weny..
Sorki, że musieliście czekać tak długo, ale byłam chora i nie miałam dostępu do komputera.
I sorki, staram się pisać długie ale mi nie słabo wychodzi ;D
Może być? :D    Jakieś pytania? To proszę tutaj --> http://ask.fm/themouseKSF
Dzięki za tyle komentarzy! Liczę na więcej, więc:

15 komentarzy ----> następny wpis!! ;p

Pozdrawiam<3

P.S.
Zapraszam na mojego własnego bloga!  --> http://mycompactdisc.blogspot.com/

czwartek, 10 stycznia 2013

Capitolo 9

Ech.. Dzisiaj mam trening, pojutrze zawody. Boję się, a co jeśli zdefektuję ? Spadnę o kilka miejsc i będę miała marną szansę na złoto. Jest,jeszcze jeden problem... Mianowicie obiecałam Patrykowi, że go zabiorę. Usłyszałam dźwięk, który dobiegał z mojego telefonu. Otworzyłam oczy, ziewnęłam i chwyciłam komórkę. Grzesiek napisał, że przyjadą jutro całą paczką na zawody. Zrobiło mi się miło, napisałam, że Patrykowi obiecałam jeszcze. Przytaknął.
" Kurcze" pomyślałam, rzucając telefon. Gapiłam się w sufit. " Jak dobrze mieć takich przyjaciół, którzy będą cię wspierać i dopingować." Nagle, moje drzwi od pokoju otworzyły się, a w nich stanął Filip. Krótkie spodenki i rozczochrane włosy świadczyły o tym, że dopiero wstał.
- Gabuu.. - jęknął cicho, przecierając oko.
- hm?
- Pomocy.. - spojrzał błagalnie tymi swoimi brązowymi oczami.
- Ech, niech no pomyślę. Impreza. Alkohol. Kac. Głowa. Zgadłam? - uniosłam brew do góry. Filip przytaknął i rzucił się na moje łóżko. Westchnęłam głośno, a on wtulił się w moją pościel. - Ei! To moje łóżko! Wypierdalaj! - próbowałam go zepchnąć. Filip, kiedy miał kaca, często przychodził do mnie po lek. Lekiem byłam ja, wygłupy i bójki.
- Nie rób! Bo ci śniadania nie zrobię!
- I tak sobie zrobię, dzisiaj mam trening. - pokazałam mu język.
- Aaa, bo ty po jutrze masz MX1, tak?
- Mhm..
- To nie powinnaś już tam być? - spojrzał na zegarek - Jest 14:00.
- O 16:00 mam dopiero, matole. - zaśmiałam się.
- Pojadę z tobą.
- Spoko.
Poszliśmy na śniadanie. W kuchni mama zrobiła nam kanapki. Usiadłam i jedząc przeglądałam "Tygodnik Żużlowy". Tata wszedł do kuchni, spoglądając na nas dziwnie, chwycił kubek kawy, który przygotowała mu mama.
- No co? - spytał brat.
- Nie za dobrze? - zaśmiał się. - Co to są za czasy, że matka musi robić dorosłym dzieciom jedzenie?
- To XXI wiek tato.
- Pffff i tak wolałabym żyć w latach od '30 do '90 w L.A. - rozmarzyłam się.
- Ja też. - przyznał Filip i przybiliśmy sobie piątkę.
- Musisz się przyzwyczaić. - podsumowała mama i ucałowała tatę w policzek. Godzinę później rodzice byli już w pracy, a ja z bratem pakowaliśmy się do busa. Wnosiliśmy skrzynki, torby i motory. Po chwili byliśmy gotowi do drogi. Jechaliśmy słuchając naszej ulubionej płyty Dżemu i śpiewaliśmy na całe gardło " Cegła".
Kawałek na plac treningowy mieliśmy, więc zatrzymaliśmy się na stacji benzynowej po kawę plus zapasy coli i lionów na drogę.  Podczas dalszej jazdy siedzieliśmy w ciszy, więc zmieniłam płytę i znów mieliśmy urozmaiconą podróż. Będąc na miejscu, zaparkowaliśmy busa i zaczęliśmy wypakowywać sprzęt. Znacie nas.. To nie mogło odbyć się w spokoju ;- )
Wpierw postanowiłam iść umyć błotniki, ale już po 15 minutach biegaliśmy po całym torze lejąc się wodą.
Po przebraniu się i uszykowaniu motoru mogłam trochę poćwiczyć. Wskoczyłam na niego i pojeździłam kilka kółek. Filip stał z boku i przyglądał się. Największy plus w motocrossie jest to że mój brat też jeździ i często tak mieliśmy, że jeden jeździł drugi się przyglądał i podpowiadał jakie błędy się robiło. Tym razem też tak było. Jednymi słowy kocham mojego brata.

< fiu, fiu>

Nadszedł w końcu dzień poprzedzający mecz na który czekałam. To od niego zależy, czy się utrzymam w pierwszej 10-stce i przejdę dalej. Strasznie mi zależy na złocie i w tym roku staram się jak najbardziej mogę. Wstałam dosyć wcześnie bo około 10:00, a mieliśmy wyjeżdżać o 15:00. Miałam jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam trochę się przejść i odprężyć. Założyłam szarą bluzę, moje zielone DC i (jak zawsze zresztą) wybiegłam na zewnątrz. Założyłam słuchawki, puściłam sobie ulubioną odprężającą piosenkę. Szłam spokojnie przez park. Minęłam kilka starszych osób, młodych. Dzieci biegające, byłą piękna pogoda, więc większość ludzi postanowiła spędzić wolny czas na świeżym powietrzu. Skręciłam w dróżkę i ruszyłam mijając boisko do nożnej za liceum. Coś mnie zaniepokoiło. Wytężyłam wzrok, Filip?! Zamiatał dziedziniec, a pozostali z jego klasy biegali na murawie. Wybuchłam śmiechem.
- Śmiej się, śmiej. - pokazał mi język.
- Za co?
- Za lenia... Nie chciało mi się ćwiczyć. - podrapał się uroczo po głowie.
- Oj, oj..
- Zamknij się, a ty?! Gdzie się szlajasz?! - krzyknął z uśmiechem.
- Spacer, odreagowuję stres.
- Ciekawe..
- Dobra idę, nie przeszkadzam. - poklepałam go po plecach i ruszyłam dalej.
Znalazłam się w mieście, spacerowałam ulicami. Minęłam spożywczy w którym zapotrzebowałam się w butelkę coli i spotkałam Adama. Chwilę pogadaliśmy, ale się spieszył. Nagle, usłyszałam solo Slasha.
- Halo? - odebrałam.
- Gabu? - usłyszałam lekko zachrypnięty głos Patryka. - Cześć.
- No cześć, jak tam?
- Jakoś leci. Słuchaj ty jutro masz zawody, tak?
- Mhm.. - potwierdziłam
- O 15:00 wyjeżdżacie jeżeli się nie mylę... - zamyślił się, przytaknęłam mu. - Twoja oferta o zabraniu mnie nadal aktualna?- zaśmiał się delikatnie.
- Oczywiście! Masz się u mnie stawić przed 15:00! - uśmiechnęłam.
- Szeregowy Dudek gotowy do akcji. Stawi się równo o 14:30 z Zengim i pojedzie z tobą busem. Pozostali pojadą samochodem. Dobra?
- Jestem za!
- Spoko, dobra ja kończę. Do zobaczenia!
- Trzymaj się! - przez moje ciało przepłynęła fala ciepła. Poczułam się miło. Może Patryk faktycznie chce, aby było tak, jakby nie było tamtego dnia i dobrze!
Spojrzałam na zegarek dochodziła pierwsza. Miałam jeszcze sporo pracy, musiałam wyczyścić kevlar, kask, poszykować gogle. Błotniki trzeba umyć po wczorajszym treningu, poszykować narzędzia, spakować wszystko. Świeciło słońce, więc otworzyłam garaż szeroko. Złożyło się akurat, że bus stał. Otworzyłam go i zaczęłam robotę. Włączyłam sobie muzykę, wyprowadziłam motory. Na drzwiach powiesiłam kevlar, opryskałam go wężem ogrodowym tak, zęby całe błoto zniknęło.
Po dobrej godzinie przygotować wszystko było gotowe. Rozłożyłam skrzynki, torby, motory i inne akcesoria przy busie. Powoli układałam wszystko do środka. W międzyczasie wrócił Filip i zrobił kanapki na drogę.
Zawody odbywały się w Niemczech, więc kawał drogi mieliśmy.
- Hajka Falubaz! - usłyszałam za plecami głos chłopaków. Odwróciłam się gwałtownie.
- No proszę. - spojrzałam na zegarek - Punktualnie! - uśmiechnęli się do mnie, a ja wrzuciłam ich torby do busa. Wpakowałam na samym końcu motory i mogliśmy ruszać.
Równo o 15:00 wyjechaliśmy. Filip prowadził, ja siedziałam po jego prawej, a Grzesiek z Patrykiem z tyłu.
To była dłuuuuga podróż...




___________
Starałam się pisać jak najdłuższy, ale jak napiszę wszystko w jednym to nie będę miała co pisać w następnym :D

Podoba się? Koment! Bo  10 komentarzy = kolejny wpis! :D
Pozdrowionka!<3